Rajd jest organizowany przez Stowarzyszenie Historyczne im. V Wileńskiej Brygady AK mjr Łupaszki. Od 2014 roku co roku (z małą przerwą w 2020 r.) uczestniczymy w tym wydarzeniu, wyjeżdżamy zaraz po zakończeniu roku szkolnego i w ten sposób zaczynamy nasze wakacje. Co roku odkrywamy historię o której nie wiedzieliśmy. Grupa, która wyjeżdża to w dużej mierze młodzież – młodzież, która chce poznawać historię, przeżywać historie „na własnej skórze”.
3 dni chodzenia po lasach, ok. 15 kg na plecach (w zależności od ilości niepotrzebnych rzeczy w plecaku), w sumie 100 km w nogach, doświadczenia nie do opisania.

2014 rok
Nasz pierwszy rajd, było nas 7, pierwsze noce w lesie. Szwadron na trasie rajdu musiał wypełnić wszystkie zadania (akcje wywiadowcze, informacyjne, szkolenia z pierwszej pomocy na polu walki, zasady szyfrowania, kwatermistrzostwo, szkolenia z archeologii, napad na samochód UB), maszruty dzienne (przypominam, że nasz szwadron wytypowany został do najcięższej kategorii dziennych marszy ponad 25 km, to wszystko z plecakami na plecach), w terenie byliśmy zdani tylko na siebie ( wyżywienie, noclegi itp) ponadto przez cały okres rajdu byliśmy ścigani przez agentów Urzędu Bezpieczeństwa.
Cały szwadron spisał się znakomicie, im dłużej trwał rajd, tym zgranie, braterstwo, szybkość reakcji były na coraz wyższym poziomie. W ciągu całego rajdu UB tylko raz trafił na nasz ślad (wszystkie inne spotkania były całkowicie przypadkowe) byliśmy jednym z nielicznych szwadronów gdzie nie złapano dowódcy i sztandarowego.
W ciągu 77 godzin zrobiliśmy ok. 103 km.












2015 rok
Drugi rajd, już więcej osób. Zadania te same, pokonywać trasę bez kontaktu ze ścigającymi nas patrolami UB, wykonywać zadania w trakcie marszu i dotrzeć do Lubichowa do godz. 15.00 dnia 1.07.2015r. W trakcie marszu kontakt z UB mieliśmy dwukrotnie (w tamtym roku trzy razu, jest więc postęp) raz w miejscowości gdzie wyznaczona była koncentracja większości oddziałów (więc UB wiedziało, że musimy tamtędy przechodzić) i raz podczas ostatniego noclegu (choć tu w punktach wyszliśmy na plus, udało nam się wykraść dwie szarfy UB za co można było uzyskać dodatkowe punkty). Trasę pokonywaliśmy głównie lasami, polami rzadko korzystając z dróg. Organizatorzy wyznaczyli nam dzienną trasę na powyżej 25km, ciężko było ją zrealizować, pierwszego dnia wyszliśmy na trasę dopiero o 18.00 i była straszna gonitwa z czasem. W ciągu pierwszych 22 godzin w marszu byliśmy 18, niech to świadczy o wytrzymałości, wysokim morale i charcie ducha osób ,które wraz ze mną odbywały ten ciężki marsz.
Rok pracy naszej grupy mundurowej nie poszedł na marne, doświadczenie, zgranie i wiedza bardzo ułatwiały nam ten rajd. Jak zwykle była okazja poznać wspaniałych ludzi, historię.
Na zawsze zapamiętamy Zwierzyniec i gospodarstwo skąd po raz ostatni wolna wychodziła Inka (spaliśmy tam i bardzo długo rozmawialiśmy z gospodarzem, który jako mały chłopiec obserwował wychodzącą Inkę).
„Dla mnie osobiście wielką radością jest to, że nasi adepci sami zaczynają szukać i interesować się historią naszego kraju, mam nadzieję, że rośnie nam nowe pokolenie patriotów, kochających swój kraj i historię.” Michał Wachowicz Renshi












2016 rok
Kolejny rok, kolejny rajd. Z każdym wyjazdem nasza grupa się powiększa. Na tej wyprawie działo się dużo, między innymi w trakcie obławy UB (w którą wcielali się organizatorzy) słuchaliśmy relacji na żywo z meczu Polaków na Euro 2016 – słuchaliśmy ją rozmawiając przez telefon z tatą Waki-Sensei Julki. Byliśmy w środku lasu. By chociaż obejrzeć jakiś mecz fazy grupowej, chodziliśmy i pytaliśmy po domach czy nas wpuszczą, w końcu trafiliśmy na restauracje w której: oglądaliśmy mecz, dostaliśmy ciepłą kolację i spaliśmy! Na tym rajdzie również po raz pierwszy poznaliśmy osobiście jednego z żołnierzy mjr Łupaszki – Józefa Bandzo „Jastrzębia”, na jednym ze zdjęć Sensei Michał odbiera od niego rajdowy ryngraf.












2017 rok
Już po raz czwarty wzięliśmy udział w rajdzie poświęconym V Wileńskiej Brygadzie Armii Krajowej mjr Łupaszki. Był to nasz najlepszy rajd, z roku na rok osiągamy coraz lepsze wyniki, tym razem byliśmy czwarci. Do 1 miejsca zabrakło niewiele, kontuzja jednego z uczestników zabrała nam niemal pewne zwycięstwo. Ale i tak pozostaje nam miano jedynego szwadronu, któremu mimo licznie zastawianych pułapek udało się zakończyć rajd bez wykrycia. Pod koniec rajdu doszło do tego, że niemal wszystkie patrole UB skoncentrowały się wykryciu nas. Podczas tego rajdu wystawiliśmy także najliczniejszą reprezentację. Wielkie słowa uznania dla uczestników, którzy w słońcu i deszczu, mimo potwornego zmęczenia utrzymywali tempo marszu, z plecakami ważącymi od 17 kg w górę maszerowali praktycznie wyłącznie lasem, gdzie piaszczysta dróżka uchodziła za szczyt luksusu. Spaliśmy w lesie, świetlicy wiejskiej i w harcerskim namiocie nad brzegiem jeziora. Spotkaliśmy najmłodszego weterana V Wileńskiej, żołnierzy z Giżyckiego Pułku Rozpoznania. Za nami niemal 120km marszu ( pokonaliśmy to w cztery dni), dwie koncentracje, wiele historycznych miejsc i poczucie, że zrobiliśmy coś ważnego.












2018 rok
Ze zdjęciami z tego rajdu coś się stało, chyba byliśmy za szybcy na aparat :).
2019 rok
Kolejny rajd, kolejne wczesne pobudki, co tu dużo mówić – sami zobaczcie.







2020 rok
W tym roku z powodu pandemii rajd się niestety nie odbył..
2021 rok
Tegoroczny rajd odbywał się na trochę innych zasadach niż dotychczas, przez pandemię nie mógł odbywać się w formie takiej jak zawsze. Mieliśmy do wyboru albo Bory Tucholskie (jak do tej pory) lub Warmię, zdecydowaliśmy się tym razem na marsz w innym obszarze Polski. Rajd obywał się bardzo luźno, nikt nas nie gonił, mieliśmy zadania podane wcześniej, więc tylko szliśmy i odkrywaliśmy historię Warmii. Pomimo, że tego typu rajdy nie są w tych kręgach popularne, ludzie przyjmowali nas bez problemu – raz nawet Pani Sołtys po użyczeniu nas sali w Domu Kultury zrobiła nam drożdżówki.






2022 rok
Naszym pierwszym zadaniem w tym roku było zrobienie akcji promocyjnej oraz zlokalizowanie miejsca w którym znajdował się komisariat MO w Starej Kiszewie. Tam jeden z miejscowych oprowadził i opowiedział co się tam działo w latach 40-stych. Następnie ruszyliśmy w dalszą drogę, około godziny 15 zaczęło nam burczeć w brzuchach i nie wiadomo skąd w środku lasu znaleźliśmy knajpkę z pysznym jedzeniem, nie obyło się bez „przymusowej” przerwy. Kolejne dni również pełne wrażeń, pobudki o 3.30, wymarsze po niecałych 30 minutach i maszerowanie do 19, po 25 km – ale co to dla nas. Widzieliśmy nawet kilkukrotnie auta UB – wbrew pozorom lepiej byśmy my ich widzieli, a nie oni nas. Rajd skończyliśmy na drugim miejscu.












2023 rok
Pierwszego dnia – pobudka 5.30, kawusia w najlepszym możliwym noclegu jaki mieliśmy do tej pory – w Szlachcie (zresztą to chyba przeznaczenie). O 7.30 wymarsz do kolejnego przepięknego miejsca – Zwierzyńca, ostatnim razem byliśmy tam w 2015 roku. Niestety nadciągająca obława UB zmusiła nas do szybszego wymarszu, ale wyszliśmy z niej zwycięsko i uciekliśmy w las zanim ktokolwiek zdążył nas zobaczyć. Następnego dnia o 3.00 pobudka, o 4.00 wymarsz i do 18.00 zrobiliśmy 27 km – w tym dwie dwugodzinne przerwy na odpoczynek i jedzenie. W międzyczasie musieliśmy wykonać kolejne zadania, w tym przeprawę do miejsca koncentracji (na koncentracjach odbywały się zadania przygotowane przez żołnierzy, którzy w tym roku uczestniczyli w rajdzie). Jeden z naszych przeszedł niepostrzeżenie koło organizatorów, którzy odgrywali rolę UB – następnie przeprowadził cały szwadron. W tym roku wszystkie szwadrony zajęły remisowo 1 miejsce, a my zrobiliśmy ok. 103 km.












2024 rok
Ten rajd rozpoczynaliśmy w Szlachcie, dodatkowo okazało się, że tego dnia grała Polska z Austrią na Euro2024 o 18:00, zatem naszym celem było dotarcie do 18 na bazę. Udało się i oglądaliśmy w aucie, niestety mecz był przegrany. Zaczynaliśmy nasz rajd w Lipowej Tucholskiej, z dworca PKP po złożeniu kwiatów pod tablicą pamiątkową na cześć Inki. O godzinie 12 wyruszyliśmy, ten dzień myślę zostanie w pamięci uczestników baaaardzo długo – cały czas lało. Przeszliśmy 26 km w pełnym deszczu i udało nam się dojść do Kasparusa, gdzie za zgodą sołtysa mogliśmy przespać się w świetlicy, która została tymczasowa zamieniona w kapliczkę z powodu spalenia Kościoła w tej miejscowości. Wszystko mokre, buty, mundury, karimaty, niektórzy nawet rzeczy w plecaku mieli mokre, naszym jedynym pocieszeniem było dostarczenie pizzy przez naszych wspólników. Następnego dnia pobudka o 6 i wymarsz o 7.30, w dalej mokrych butach ruszyliśmy dalej. Pogoda była już lepsza, przynajmniej nie padało – przeszliśmy ok. 24 km i wylądowaliśmy w Borzechowie, gdzie pierw zjedliśmy pyszny obiad w restauracji, a później nocleg w świetlicy w której mieliśmy ciepłe prysznice! Jednak co dobre szybko się kończy, bo kolejnego dnia pobudka była już o 5, ponieważ musieliśmy do 14:00 dostać się na koncentracje w Bartlu Wielkim, sprężyliśmy się i zrobiliśmy od 6 do 14 – 28 km. W nagrodę Sensei Michał załatwił nam nocleg z łóżkami i prysznicami. I znów kolejny dzień, przedostatni, pobudka o 5, wymarsz o 6, żeby dojść do Osowa by spotkać się z łącznikiem, kolejne 26 km w nogach, obiad i mecz w Karsinie (mecz Polska – Francja skończył się 1:1, wow), a później nocleg w świetlicy w Osowie, tym razem bez pryszniców, ale najważniejszy jest dach nad głową. Ostatniego dnia musieliśmy dojść do Szlachty, między 12:00 a 14:00 aby zakończyć rajd, zostało nam tylko 24 km, Shun Puu Kan nie da rady? Pytanie retoryczne, daliśmy. Wyszliśmy o 6.30 z Osowa i o 13:00 po równych 24 km doszliśmy do Szlachty, zajmując ostatecznie w XXII Rajdzie Pieszym Szlakiem 5 Wileńskiej Brygady AK 4 miejsce. W sumie robiliśmy ok. 127 km.
























2025 rok
Ten rajd zdecydowanie przejdzie do historii naszego uczestnictwa w Rajdach. Przede wszystkich po raz pierwszy szliśmy bez Senseia Michała, który obdarzył nas na tyle dużym zaufaniem, że pozwolił przejąć chwilowe dowództwo Wace-Sensei Julce. Po drugie pierwszy raz WYGRALIŚMY!
Rajd również wyjątkowo zaczynaliśmy w niedzielę, nie w sobotę. Po porannej mszy świętej (8:00), szybkiej odprawie i wykładzie wyruszyliśmy w drogę przez Zimne Zdroje do Kasparusa. W Kasparusie mieliśmy pierwszy rozkaz do wykonania (dowiedzieć się kilku informacji na temat Sylwestra Kończala i Stanisława Kazimierczaka) oraz pierwszą dłuższą przerwę tego dnia. Z Kasparusa udaliśmy się w Wdeckiego Młyna, w którym mieliśmy szukać noclegu – jakie było nasze zdziwienie gdy po 20 km w nogach okazało się, że jest to czterodomowa wioska :). Zdecydowaliśmy (w sumie to Waka-sensei zdecydowała), że idziemy do Wdy oddalonej o 5 km, która jest większym miasteczkiem by szukać noclegu. I udało się, w OSP, z tym też wiąże się ciekawa historia, bo w mieście nikogo nie było z „dowodzących” ludzi i chłopcy po długim czasie poszukiwań dopiero dostali kontakt do prezesa OSP by zapytać go o pomoc, czekaliśmy na niego do ok. 22, ale przyjechał. Nasza cierpliwość zostałą nagrodzona ciepłym prysznicem. Pierwszego dnia zrobiliśmy 26 km. Następnego dnia kierowaliśmy się do Lubichowa, żeby wykonać rozkazy (akcję promocyjną), dodam również, że w każdej miejscowości musieliśmy robić zdjęcia całym patrolem, który w tym roku składał się z 7 osób. Z Lubichowa mieliśmy kierować się do Młyńska, w którym także mieliśmy już szukać noclegu – znów się nie udało znaleźć, ze względu na malutką wioskę i ponownie podjęliśmy decyzje o pójściu 5 km, tym razem do Pieców. Tam i tak mieliśmy do wykonania kilka zadań z rozkazu, a spodziewaliśmy się kolejnego dnia ponownych 25 km, woleliśmy nadrobić póki mamy siłę. I znów spaliśmy w OSP, mieliśmy prysznic i zamówiliśmy sobie obiad, a przede wszystkim trochę się zregenerowaliśmy i pospaliśmy do 9. Drugi dzień = 33 km. Trzeciego dnia okazało się, że mamy dotrzeć na 15:30 do Bartla Wielkiego na koncentrację. GPS pokazywał, że to tylko 15 km do przejścia – nawet nie wiecie jak byliśmy szczęśliwi, że tak mało do przejścia. Po drodze mieliśmy jeszcze do zaliczenia Kaliska i zadanie w centrum miasta – tam po raz pierwszy zostaliśmy zauważeni przez UB. Ok. 13 byliśmy już pod leśniczówką – mieliśmy do wykonania dwa zdjęcia przy pomnikach, które były oddalone od siebie ok. 200 m, a od naszej bazy w linii prostej 0,5 km. Postanowiliśmy więc, że plecaki zostawimy w lesie, a my pójdziemy robić zdjęcia, niestety między jednym a drugim pomnikiem złapało na UB – wyłapali wszystkich. Ryzykowaliśmy, nie mieliśmy gdzie uciekać – trudno. Przynajmniej spokojnie mogliśmy wrócić do plecaków i przeczekać do 15:30. Równo z zegarkiem weszliśmy na teren leśniczówki i zameldowaliśmy się Senseiowi, który jako Porucznik miał za zadanie przyjąć meldunki od patroli przybywających na koncentrację. Mieliśmy różne, ciekawe zajęcia i wykład – spaliśmy w namiotach. Wieczorem także otworzyliśmy kolejny rozkaz, który kierował nas do Czarnej Wody (ok. 10 km), wiedzieliśmy, że następny dzień ma być jednym z najgorętszych dni podczas rajdu, uznaliśmy, że wychodzimy o 4. Wyszliśmy o 4:15, o 7:30 byliśmy w Czarnej Wodzie, robiąc 12 km, bez przerwy. To jest niesamowity wyczyn – w nagrodę poszliśmy spać na 1,5 godziny. Ruszyliśmy dalej, do Szlachty gdzie załatwiliśmy sobie nocleg w Ośrodku Sportu i od 14 mieliśmy luz i regenerację. Ostatniego dnia wyruszyliśmy przed 7 do dworca PKP w Lipowej Tucholskiej i do bazy w Osiecznej.
A teraz najlepsza historia: tradycją każdego rajdu jest opowiadanie historii o przeżyciach rajdowych, a następnie jest wręczenie nagród. Byliśmy niemal pewni, że będziemy pierwsi, jednak wywołali nas jako 3 miejsce, nie ukrywam – byliśmy zawiedzeni, chociaż bardziej byliśmy zawiedzeni gdy po chwili odebrali nam nagrodę za 3 miejsce „bo się pomylili”… Jednak po chwili okazało się, że komendant przeczytał w złej kolejności miejsca i WYGRALIŚMY! Nauki Senseia, nie poszły na marne.







